27 lutego 2011

48 / 365


Wylądowałam kompletnie nie tam, gdzie planowałam, wlazłam, gdzie nie powinnam i o mały figiel nie wpadłam do Wisły. To lubię - i jest to jedna z rzeczy, za które chcę podziękować P., który mi pokazał tę świetną rozrywkę.

Wróciłam m.in. z kompletem zdjęć zachodu słońca oraz najbardziej kiczowatym ujęciem łabędzia, jakie może być. No po prostu kwintesencja kiczu. Nie co dzień udają się takie fotki! Kusiło mnie, żeby ją tu wrzucić, ale w końcu zdecydowałam się na przycupnięte nad wodą dwa statki kosmiczne :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz